Kto
nie zna EA? Wielka korporacja,
niczym fabryka wypluwająca masę tytułów na wszystkie możliwe rynki
elektronicznej rozrywki. Zalewają je niekończącym się potopem produkcji,
których jakość można czasami kwestionować. A temu potopowi towarzyszy tsunami w
postaci nieskończonej fali wszelakiej maści DLC. Firma zaszczytnie piastuje z
roku na roku pozycje najgorszej w branży, ale na horyzoncie widać ciężki bój o
tron z Ubisoft'em. Ale Elektronicy wiedzą jakiej broni użyć,
aby zmieść z powierzchni ziemi uzurpatorów do tronu.
Mimo,
że rok jeszcze młody, to korporacja zdążyła już dwa razy rozsierdzić graczy. Battlefield: Hardline, najnowsza
produkcja studia Visceral Games (znanego głównie z serii Dead Space) już
majaczy na horyzoncie, ale biada temu, kto myśli, że za grę przyjdzie mu
zapłacić raz. Mowa tu o usłudze
Premium, której cena jest taka sama jak gra, do której ją wykupujemy.
Oczywiście, Ci, którzy się skuszą dostają czasową wyłączność na 4(!)
zapowiedziane już rozszerzenia, możliwość noszenia masek i customizacji broni w
rozgrywce online. Do tego dochodzi doświadczenie
razy 2 i szereg pomniejszych usług jak na przykład pierwszeństwo w
kolejkach logowania czy ekskluzywne turnieje. Zasadniczo, kupując samą
produkcje bez nieobowiązkowej usługi
dostajemy surowy acz grywalny produkt, z którego wycięto co lepsze smaczki. Czy
to jest złe? Nie. Czy to jest wredne? Tak. Uważam, że to jest po prostu
zdzieranie kasy z użytkowników, aby na jednym tytule zarobić dwa razy. W tej
kwestii mam do powiedzenia (napisania?) tylko jedno - Electronic Arts może spokojnie przemianować się na DLC Arts i tak każdy by wiedział o kogo
chodzi.
Jednak
nie samym BF'em człowiek żyje. Kto nie zna Sims'ów albo SimCity? Te produkcje
studio Maxis rozwija od ubiegłego milenium, osiągając w gatunku symulacji
mistrzostwo. Wróć, rozwiało bo świat obiegła
informacja, że studio zostało rozwiązane. Przykra to wiadomość dla
wszystkich fanów symulacji miast i życia, ale nie ma co szukać alternatyw. Następne
kontynuacje/dodatki/DLC/usługi (niepotrzebne skreślić) będą nadal pojawiać się
na rynku. Nawet jeżeli drogi ich twórców brutalnie się rozeszły. Korporacja
znana jest z tego, że daje developerom mało kredytu - nawet jeśli na koncie
mają kilka świetnych produkcji, a tylko dwie najnowsze były średnie to jest to
dobry powód, aby studio zamknąć. Tak było w przypadku Maxis, ale i Bullfroga (Dungeon Keeper), Westwood Studios (Command & Conquer) i Pandemic (Mercenaries),
których też Elektronicy odcięli od zasilania.
Podejście bardzo rygorystyczne i zimne.
Ja
nie jestem ani ich wrogiem, ani ich fanem. Nie mam też na celu mówić, że
jest EA najgorszym złem dostępnym na tym świecie. Od jakiegoś czasu próbują
ocieplić swój wizerunek rozdając gry za darmo w swoim systemie elektronicznej
dystrybucji Origin (i nawet rozdają duże produkcje, w zeszłym roku można
było zgarnąć Battlefield 3), a
obsługa klienta stoi na wysokim poziomie (subiektywnie, nigdy nie miałem
problemów z ich pomocą techniczną) a tytuły wydawane pod ich szyldem w
najgorszym wypadku są tylko średnie. Tylko, że z jednej strony próbują zdobyć
uznanie wśród graczy a z drugiej mają wciśnięte gdzie się da płatne DLC. Tym
bardziej nie zaskarbią sobie sympatii graczy zamykając studio, które odcisnęło
się w historii elektronicznej rozrywki.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz