wtorek, 15 maja 2012

Infero93 versus Gry - Dead Island - A miało być tak pięknie...

Piękna, rajska wyspa? Jest!
Piękne kobiety w bikini? Są!
Duża ilość najróżniejszych alkoholi? Jest!
Imprezy do samego rana? Są!
Horda krwiożerczych zombi, czekających za rogiem na gracza? Jest!

Tak w skrócie prezentuje się dziecko polskiego Techlandu - Gra oparta na rodzimy silniku Chrome Engine, w wersji 5, daje nam możliwość zmasakrowania paru nieumarłych w finezyjny sposób, a wszystko w przepięknej scenerii zachodzącego słońca i rozkładających się ciał... Tak! O to Dead Island!

Tym oto opisem pobieżnie zademonstrowałem z czym się ten tytuł je. Między Bogiem a prawdą, nigdy bym się w sumie nie zdecydował na zakup, gdyby nie namowy przyjaciela. Moja niechęć do tej gry nie wynika z tego, że jest to bynajmniej tytuł kiepski. Musze przyznać, że po 20 minutach gry strasznie mi się ona spodobała. Nie chciałem bliżej poznawać tej gry bo... powiedzmy, że trochę bojaźliwy ze mnie chłopak. Mniejsza. Kontynuując moje luźne dywagacje - po dłuższej chwili z tytułem stwierdziłem, iż ludziom z Techlandu należą się oklaski. Jak na coś, co opiera się na, leciwym już, DirectX 9 tytuł prezentuje się co najmniej dobrze, jak nie bardzo dobrze. Piękne, sielankowe widoki, służące jako tło dramatycznej walki ludzi o przetrwanie to istny majstersztyk. 

Przy czym nie będę pochopnie wystawiał oceny, zanim choć raz gry nie przejdę. Wpisy zatytułowane "Infero93 versus Gry" będą opisem moich zmagań z danymi tytułami, a dziś na tapecie ląduje właśnie Dead Island.
Zazwyczaj wolę walczyć w zwarciu, będąc na pierwszej linii frontu, jednak ta reguła nie tyczy się apokalipsy zombi. W takim wypadku wolę trzymać się z tyłu i pokazywać nieumarłym jak smakuje ołów. Na moje (nie)szczęście programiści z Techlandu znaleźli na takich jak ja sposób. Nie wiem jak reszta graczy, ale ja swoją karierę zawodowego mordercy żywych trupów zacząłem trzymając w rękach wiosło! Miodzio!

Po dość interesującym intro i wybraniu bohatera (ekspert w rzucaniu bronią, Logan bodajże) zacząłem tam, gdzie skończył się filmik wstępny. Z racji tej, iż wiedziałem co mnie czeka zacząłem szukać broni. No cóż, na początku pechowo nie dało się jej zbierać, a znalazłem wprost idealny zombie masakrator w postaci siekiery. Swoją drogą, leżała ona obok małżonków, którzy wydali mi się znajomi. Są bardzo podobni do tych, którzy pojawili się w pierwszym (świetnym!) zwiastunie gry. Później czekała mnie mozolna droga w dół przez zniszczony pensjonat, z towarzyszącymi w tle odgłosami walki, krzyków i jęków. Nie powiem, klimat był. Po wyjściu na taras zostałem uraczony przepięknym widokiem rajskiej wyspy, pomijając spadające ciała, był to dość przyjemny widok. Wiedziony instynktem (a raczej jego brakiem) wpakowałem się do windy, która zafundowała mi przejażdżkę w dół w tempie ekspresowym.  Po drodze minąłem, jak się domyślam, małżeństwo, które właśnie oglądało przepiękną scenerie wyspy. Wszystko było by w porządku, gdyby nie byli martwi i nie rzucili się na mnie jak na mięso za PRL'u. Na (nie)szczęście winda znów ruszyła i wyżej wymieniona para nie zdążyła się do mnie dorwać. Później ktoś zaczął mówić przez głośnik, podał dobre rady, abym znalazł broń (chce tamtą siekierę!). Sugeruje, abym poszedł czym prędzej do składzika. Niestety, moją drogę zagrodził puszysty jegomość, ewidentnie pragnący surowego mięsa. Cud, to ja pójdę w drugą stronę, marszobiegiem, em, nie jednak sprintem - zaczyna się gonitwa. Nadmienię, że jak na martwych Ci ludzie są dość żwawi. Dobiegłem do drzwi, złapałem i otworzyłem, po czym z hukiem zamknąłem. Chcąc złapać oddech odwróciłem się i zobaczyłem, że jednak nie zwiałem... Następnie obudziłem się w domku uchodźców, którym cudem udało się uciec z hotelu. Szybko okazało się, że jestem odporny na zarazę oraz, że przyda się moja pomoc. Najpierw jednak wziąłem wiosło, o którym już wspominałem, i wybiegłem pomóc jednemu z uchodźców. Raz, drugi, trzeci po głowie i zombie pada martwy (em?). Po zabiciu (o ile można zabić kogoś martwego) jeszcze paru i uratowaniu, jak się okazało, ratownika zostałem oddelegowany z misją. Miałem iść do domku tego ratownika i zdobyć kartę magnetyczną - aby nie przedłużać, powiem, że w trakcie drogi tam parę zombie ucierpiało. Prócz karty magnetycznej zdobyłem nóż oraz tasak, przydatne, aby pokazać tym umarlakom, że jednak są martwi i nie zmartwychwstali. Szczęśliwie doszedłem do domku i zakończyłem misję.

Ciąg dalszy nastąpi! 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz